Jest w Piotrkowie Trybunalskim szkoła, znana z bogatej, ponad 300 lat liczącej historii, z wielkich wychowanków, kontynuujące te tradycje dzisiejsze Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego.
Przybysza, znającego tylko adres tej placówki, mógłby zmylić może stojący przed liceum pomnik. Nie – jak by się można spodziewać – Piasta lecz innego sławnego rodaka – Mikołaja Kopernika. Bywał on swego czasu w Piotrkowie, trudno jednak dziś dociekać motywacji takiego usytuowania pamiątkowej figury.
Kopernika na pomniku wsparto zegarem słonecznym – jedynym notabene w województwie – umieszczonym na froncie szkoły. Wśród wychowanków „Chrobrego” były jednostki zasłużone w dziedzinie astronomii np. doc. Dr hab. Jerzy Stodółkiewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Astronomicznego PAN w Warszawie. Cóż, kiedy astronomia jako przedmiot w programie nauczania, jak w setkach szkół, traktowana była po macoszemu. Drgnęło w tej dziedzinie i zaczęło nabierać rozpędu, gdy astronomii zaczął uczyć w I LO nauczyciel fizyki
ZBIGNIEW SOLARZ
człowiek, któremu jedna pasja, jeden zawód nie wystarczały. Z biegiem 'lat stał się po trosze, elektronikiem, plastykiem, mechanikiem precyzyjnym, z czasem nabierając w tych dziedzinach niejakiej perfekcji. Można jeszcze powiedzieć, że jest upartym zapaleńcom, co ma tu wyłącznie pozytywne znaczenie. Zaczęty więc powstawać zwiększające skąpy zasób pomocy dydaktycznych mapy nieba, planet, a uczniowie innym okiem zaczęli patrzeć-na gwiazdy i szybko przestały im wystarczać płaskie atlasy. Wspólnie z nauczycielem postanowili oglądać je inaczej. Na ekranie imitującym nieboskłon. Wiadomo, ze apetyt rośnie w miarę jedzenia, A w liceum były już podstawy do rozwijania szkolnej astronomii. Po dwóch latach pracy, spośród uczniów wyłoniło się grono takich. których astronomia zainteresowała naprawdę. Jeden z nich, Michał Pawlak został nawet laureatem krajowej olimpiady astronomicznej.
Po tygodniach poszukiwania odpowiednich materiałów, prób i błędów, wreszcie wytężonej, zbiorowej pracy w jednej z pracowni, ze 102 zszytych ze sobą kawałków tektury polietylenowej powstała prawdziwa kopuła o 6-metrowej średnicy. I to już było coś... Do rzutowania obrazu na całą powierzchnię trzeba było czterech rzutników ustawionych pod odpowiednimi kątami. Z braku obudowy do ich zamocowania prof. Solarz użył czajnika, który miał- w miarę odpowiedni kształt. Cóż, kiedy obraz na kopule pozostawał nieruchomy, Żeby naśladować ruch sfer niebieskich potrzeba specjalnej aparatury, budowanej np. przez Zaklady Zeissa w Jenie. O takiej szkoła nie miała nawet co marzyć. Nie pozostało nic innego jak...
ZBUDOWAĆ PLANETARIUM
Łatwo powiedzieć — trudniej zrobić. Żeby zobaczyć jak trudno trzeba się cofnąć do historii „planetarnictwa".
W latach 1919—1924 prof. dr Walter Bauersfeid, niemiecki inżynier pracownik firmy Carl Zeiss Jana.. mając do dyspozycji zakłady aparatury optycznej, w ciągu 5 lat zbudował pierwsze urządzenie tego rodzaju,. Trudne powiedzieć jaki był ten prekursorski aparat, niemniej zakłady w Jenie stały się monopolistą w tej dziedzinie.
W Polsce podjęto do tej pory próby zbudowania planetarium. W latach 30, na bazie urządzeń zeissowskieh budował taki aparat lwowski inżynier Leonard Weber. Po wojnie kontynuował pracę we Wrocławiu, jednak bez efektów. W latach 60 podobnego zadania podjął się w Krakowie znakomity inżynier Marek Kibiński, znany z zasług dla rozwoju polskiego radia i telewizji. Śmierć przerwała niestety jego prace nad aparaturą dla planetariów.
Nic tedy dziwnego, ze w Polskim Towarzystwie Miłośników Astronomii z powątpiewaniem słuchano Zbigniewa Solarza, który na jednej z sesji stwierdził, że za dwa lata w LO im. Chrobrego w tamtejszym planetarium odbędzie się pierwszy seans.
Nic dziwnego, bo przecież Walter Bauersfeid potrzebował na to lat pięciu i miał zaplecze w postaci fabryki Sztuka nie udała się innym, może bardziej predestynowanym do tego Polakom, dlaczego miałaby się powieść panu Solarzowi, w końcu samoukowi w tej dziedzinie?
NAJWIĘCEJ KŁOPOTU MIAŁEM Z GWIAZDAMI...
— Właściwie nie bardzo potrafię powiedzieć na czym opierała się wtedy moja pewność w powodzenie — opowiada Zbigniew Solarz. Ale skoro już powiedziałem, to nie pozostało nic Innego jak zbudować aparaturę. Do dyspozycji miałem właściwie tylko trochę tzw. „śmieci" z Warszawskich Zakładów Optycznych. Szkieł, soczewek do których trzeba było dopasować potrzeby.
Wymyśliłem ogólną koncepcję układu optycznego i napędowego, wiedziałem co chcę uzyskać w ostatecznym efekcie. Pozostało wypróbować w praktyce poszczególne pomysły i wybrać najlepsze.
Najwięcej kłopotów miałem z gwiazdami. Z wykonaniem klisz do rzutników, z otworkami, które na kopule dałyby obraz gwiazd. Najpierw, próbując, dziurkowałem według zdjęć papier, później folię aluminiową, wreszcie miedzianą. Na kółku folii o średnicy 47 mm trzeba zrobić kilkaset otworków, niektóre o średnicy setnych części milimetra. Wielu nie widać gołym okiem, Na kopule dają obraz gwiazd z zachowaniem parametrów uzyskiwanych w planetariach Zeissa. Aby do tego dojść musiałem tych otworków zrobić co najmniej 100 tysięcy. Ktoś mógłby zapytać czemu ta rurka, obudowa rzutnika, ma takie wymiary a tamta znów inne... po prostu '— jedna to kawałek masztu od namiotu, druga — opakowanie po dezodorancie, Takie materiały były pod ręką. Do dzisiaj nie wiem jak wygląda od środka urządzenie zeissowskie. Ale przecież i tak nie miałem warunków na naśladownictwo.
W okrągłej kapsułę planetarium p. Solarza znajdują się 24 rzutniki, poza nią — .26. Wyświetlają na kopulastym ekranie 6 tyś. gwiazd widocznych gołym okiem na półkuli północnej i południowej. Aparatura może pokazać wygląd nieba o dowolnej porze doby j roku, oglądanego z rożnych szerokości geograficznych, tysiące lat wstecz lub naprzód. Może rzutować wiele umownych punktów i linii sfery niebieskiej: zenit, biegun, strony świata, ekliptykę, współrzędne, bieg sputników, komety, meteorów, obraz zorzy polarnej, drogi mlecznej, rysunki gwiazdozbiorów, zaćmienia Słońca i Księżyca, galaktyki, obłoki gwiezdne...
Planety na ekranie a więc i całą aparaturę wprawia w ruch 11 różnego rodzaju silników elektrycznych W sumie jest to .estetycznie złożona zbieranina przedmiotów, materiałów, które akurat były dostępne No i dwa lata wytężonej pracy. Ale ważne, że w końcowym efekcie...
JEDNAK SIĘ KRĘCI
i można już teraz powiedzieć, że „kręci się" zupełnie nieźle. Do tego stopnia, ze „obroty sfer niebieskich" w planetarium w piotrkowskiej szkole wprawiły w zachwyt i podziw największych fachowców w tej dziedzinie. Uroczyste otwarcie pierwszego polskiego, zarazem pierwszego szkolnego planetarium odbyło się 10 października 1981 r. i zostało połączone z doroczną krajową konferencją prezesów Oddziałów Głównej Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii i Komisji Współpracy Planetariów Polskich.
Trudno o bardziej fachowe jury. Trudno też o pozytywniejszą ocenę niż ta, jaką zyskała zbudowana przez amatora aparatura. W Polsce pracuje obecnie 9 urządzeń planetaryjnych. Wszystkie z importu. Wszystkim też, pod względem precyzji, bogactwa pokazywanych podczas seansu zjawisk dorównuje
— zdaniem specjalistów — planetarium Zbigniewa Solarza, W niektórych przypadkach je przewyższa - Np. tylko w Piotrkowie można pokazać obraz zorzy polarnej.
Po pierwszym, inauguracyjnym seansie, po burzy oklasków i komplementów, padły też różne propozycje. Nawet takie jak 3 a potem 5 milionów złotych zaproponowane za, aparaturę przez przedstawiciela jednego z uniwersytetów. (Koszt piotrkowskiego planetarium, oprócz , robocizny, wyniósł kilkanaście tyś. zł).
Realna zdaniem Zbigniewa Solarza propozycja to utworzenie z podobnych jemu ludzi zespołu, który budowałby takie planetaria. Aby szkoły nie musiały urządzać wycieczek, np. do Chorzowa.
Konstruktor pierwszego polskiego planetarium, pierwszy, któremu śmiały zamysł powiódł się w pełni, nie zastrzegł żadnych wzorów użytkowych, patentów. Gotów jest służyć radą i pomocą każdemu, kto się do niego zgłosi. Zbudował aparaturę tak, aby trudno ją było popsuć nawet laikowi. „Kręcą" więc gwiazdami przychodzący tu gromadnie na przerwy uczniowie.-Mimo że z programu nauczania skreślono w międzyczasie astronomię. Spośród uczniów, kilkudziesięciu pomocników Zbigniewa Solarza, w ciągu 2 lat zostało kilkunastu zapaleńców i kilku wiernych. Niektórzy z. nich będą studiowali astronomię- Już dziś znają gwiaździste niebo — „jak własną kieszeń" i bawią się odnajdywaniem wśród kilku tysięcy świetlnych drobinek umieszczanej w coraz to innym miejscu „gwiazdy nowej". I to największa chyba radość dla nauczyciela. I jeszcze, że do „Chrobrego" przyjeżdżają wycieczki uczniów, pedagogów, nawet z innych województw, studenci.
I gdy po seansie, wycieczce pod Krzyż Południa, pełni kosmicznych wrażeń przechodzą obok stojącega przed „Chrobrym" pomnika Mikołaja. Kopernika, nikogo me zastanawia, że z cokołu nie spogląda. król Bolesław.
MAREK MIZIAK